Zaskoczenie to mało powiedziane. Te muffiny wprawiły mnie w osłupienie. Nie przypuszczałam, że mogą wyjść tak wyśmienite. Najbardziej zaskakująca jest konsystencja soczewicowych muffin - one są przede wszystkim nieprawdopodobnie puszyste, a ponadto wilgotne i jednocześnie kruche. Rozpływają się w ustach. Gorąco polecam wszystkim fanom słodkich smaków. Tym razem u mnie w wersji piernikowej, ale na pewno będę jeszcze wiele razy próbować innych smaków. Do ich przygotowania zainspirował mnie przepis Basi, dostosowałam go do wersji bez Termomixu i dodałam otręby owsiane - więcej błonnika nie zaszkodzi :)
Składniki
150 g czerwonej soczewicy
50 g mielonych migdałów
4 łyżki otrąb owsianych
3 łyżki fruktozy
1 łyżka miodu akacjowego
2 jajka
pół szklanki chudego mleka
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżeczki przyprawy do piernika (bez cukru i mąki ziemniaczanej), dodatkowo dosypałam 1 łyżeczkę cynamonu i 1 łyżeczkę mielonego imbiru
szczypta soli
Soczewicę wypłukać i ugotować, odparować resztki wody, zmiksować blenderem na gładką masę i wystudzić. Wszystkie składniki - za wyjątkiem białek - dokładnie wymieszać - najlepiej przy użyciu miksera. Pianę z białek dodać na końcu i delikatnie wymieszać łyżką. Jeśli ciasto jest zbyt gęste, można dodać więcej mleka. Wlewać do foremek i piec ok. 20-25 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni. Są pyszne na ciepło, ale jeszcze lepsze jak wystygną. Smacznego :)
mam dziś wolne i.... gotuję soczewicę :))) z radością zjem na poobiedni deser taką muffinkę! o oczywiście piekę tym razem bez papilotek.
OdpowiedzUsuńCzekam na info, jak Ci smakowały. Uważaj, one muszą wystygnąć, dopiero wtedy je wyciągaj. Jak wyjmowałam letnie, to się trochę rozpadały. Jak były zimne, to ok :)
OdpowiedzUsuńdobre :) ale jakieś takie zbyt wilgotne jak dla mnie. i za mało słodkie, nie miałam fruktozy i dałam sam miód - ale i tak jakoś tak mało.
OdpowiedzUsuńMnie właśnie zachwyciła ta wilgotność - taka specyficzna. Na drugi dzień te muffiny smakują jeszcze lepiej - delikatnie obeschły na zewnątrz, a w środku - marzenie rozpływające się w ustach ;-)
OdpowiedzUsuńMiód jest mniej słodki niż fruktoza, więc jeśli zamieniamy, trzeba go dać dużo więcej.
hehe :)) widzisz, a ja mam wrażenie, że są niedopieczone, ale sprawdzę jeszcze dziś po obiedzie - dam im szanse. a na następny raz dodam jednak fruktozy, naprawdę moje są zdecydowanie za mało słodkie. takie wręcz wytrawne ;) za to wczoraj robiłam na obiad krokiety z pieczarkami i serem żółtym (naleśniki ze zmielonej zielonej soczewicy) - boskie!
OdpowiedzUsuńCelta- przepis poproszę na te naleśniki;) Ja także zrobiłam muffinki wg przepisu Rodzynki. Dla mnie..jakieś za puszyste, za delikatne, czułam posmak "proszkowy", tak chyba odczuwam udział soczewicy. Dałam dużo cynamonu. Przyprawy do pierników nie miałam. Na pewno coś innego, coś nowego i z całą pewnością przepis ten znajdzie swoich zwolenników:-)
OdpowiedzUsuńDołączam się do prośby o przepis na krokiety :-)
OdpowiedzUsuńRobiłam na razie tylko naleśniki z mielonej soczewicy zielonej - były ok.
Forita, dla mnie ten posmak i specyficzna konsystencja muffin były atutem, wczoraj robiłam pomarańczowe - z dużą ilością startej skórki z pomarańczy oraz ekstraktu pomarańczowego. Bardzo mi smakowały. Warunek jest jednak taki - trzeba mocno je doprawić, albo przyprawą do piernika, albo pomarańczami albo czymś jeszcze innym, mocnym w smaku. Następne będą czekoladowe :-)
Mnie te mufinki bardzo smakuja i nie martwie sie, ze sa takie wilgotne, bo ja to akurat lubie. Wszystko jest ugotowane, wiec tez obaw nie ma, ze sa niedopieczone.
OdpowiedzUsuńW moim przepisie nie mam tylko proszku do pieczenia . Ale kazdy przepis daje nowe odkrycia i pomysly. Wykorzystam przy nastepnym twoje propozycje smakowe , bo bardzo lubie zmiany .
Basiu, nie dodałam również oliwy :-)
OdpowiedzUsuńA w ogóle to kupiłam ostatnio 2 kg czerwonej soczewicy... Aż strach pomyśleć, jak ogarnie mnie szał pieczenia ;-)
super czekam , bo stesknilam sie za soczewica hihi
OdpowiedzUsuńJutro spróbuję jeszcze raz. Zrobię jak radzisz. Zobaczymy co wyjdzie:-)
OdpowiedzUsuńNo to wstrzymuję oddech, Forita ;-)
OdpowiedzUsuńhalooo :))
OdpowiedzUsuńto ja w końcu wam napiszę jak robię te naleśniki. otóż, bierzemy:
200g zielonej soczewicy (mielimy)
250 ml mleka
250 ml wody mineralnej gazowanej
2 jajka
sól, pieprz, papryka, oregano - co sobie tam kto chce :)
wszystko zmiksować i odstawić na ok.30min. a później smażyć. najlepsza jest niewielka patelnia, ponieważ naleśniki są delikatne. ja zawinęłam w nie dziś farsz z kapusty kiszonej, cebuli i grzybów (wcześniej robiłam z pieczarek i sera żółtego), obtoczyłam w jajku i odrobinie granulatu i jeszcze obsmażyłam. na koniec do piekarnika na chwilę i gotowe. naprawdę bardzo dobre krokiety i chyba nikt by się nie zorientował, że nie ma w nich ani grama mąki :). mniam, mniam.
Celta to robisz dokładnie tak jak robię zwykłe naleśniki tylko mąka jest z soczewicy a nie zwykła. Spróbuję.
OdpowiedzUsuńRodzynka te muffiny są szokujące w składnikach - muszę koniecznie spróbować. Wilgotne... to moje ulubione :)
Aha - Rodzynka jak masz taką fazę na soczewicę to mam cudny przepis na moussakę z zieloną soczewicą :)
OdpowiedzUsuńNechebet, w przepisie Celty jest tylko mąka z soczewicy :-)
OdpowiedzUsuńPrzepis - chętnie wypróbuję!
Muffiny nie są wilgotne w takim sensie, jak znane nam muffiny z mąki razowej. One są idealnie upieczone i puszyste. Trudno to opisać, bo wcześniej nie spotkałam się z tym smakiem. Warto wypróbować - robi się je banalnie prosto. Tylko, jeszcze raz podkreślam - trzeba je dosyć mocno doprawić, aby "zabić" zapach soczewicy.
wiecie co, bo próbowałam inny przepis, ale ciasto wyszło gęste i ciężko się nawet rozlewało po patelni. więc zaadoptowałam wypróbowane ciasto na zwykłe naleśniki, z ta różnicą, że właśnie jest mąka z soczewicy + jajka :)
OdpowiedzUsuńi ja też chętna jestem poznać przepis na moussakę :)
Zrobione w wersji obiadowej - z kuminem kolendrą. Zjadłam z brukselką podsmażoną na oliwie z oliwek z cytryn i świeżą kolendrą. Smakowały jak pasztet - bardzo smaczne.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę spróbować też słodkiej wersji :)
Hihihihi, jak pasztet? No ładnie! :)
OdpowiedzUsuńPolecam słodką wersję - robiła z przyprawą do piernika, a innym razem ze skórką pomarańczową - obie b. dobre!
Tak z tego co pamiętam pasztet haha :D
OdpowiedzUsuńPasztet jest kluchą, a te muffiny to puch :P
OdpowiedzUsuńAha, no to fakt. Ale taki pasztet jak ja znam, czyli ze strączków to zawsze robię taki raczej puchowy.
OdpowiedzUsuńO, to muszę się zainteresować strączkowymi pasztetami. Tym bardziej, że strączki to samo dobro :)
OdpowiedzUsuńW końcu :) Zrobione, zjedzona na razie jedna na ciepło. O mamo... to się rozpływa w ustach... Są ABSOLUTNIE CUDOWNE! Piernikowy puch.. Rodzynko, Basiu dzięki :)
OdpowiedzUsuń